wtorek, 24 grudnia 2013
Trójwymiarowo
środa, 11 grudnia 2013
Novy dum
wtorek, 3 grudnia 2013
Miej serce
czwartek, 28 listopada 2013
Mikołaja nie będzie
wtorek, 26 listopada 2013
Wiję gniazdko
piątek, 22 listopada 2013
Taki urlop
środa, 13 listopada 2013
Po sąsiedzku
sobota, 9 listopada 2013
Młot
poniedziałek, 4 listopada 2013
Czapka czy beret
PS A z Gdańska dziś dotarła do mnie koszulka z biegu, w którym nie biegłam. Ale miałam tam swoją reprezentację :) Dzięki, Olciu!
czwartek, 31 października 2013
Oto lotto
wtorek, 29 października 2013
Lustereczko, powiedz przecie...
czwartek, 24 października 2013
Cycki
środa, 16 października 2013
O emce na trzeźwo
poniedziałek, 14 października 2013
Skalpel
niedziela, 6 października 2013
Kot
wtorek, 1 października 2013
Sztuki. Sztuczki
poniedziałek, 30 września 2013
Termin
wtorek, 24 września 2013
Przegląd
środa, 18 września 2013
Durszlak i pies
Pani domu
czwartek, 12 września 2013
Winobranie. Znowu
niedziela, 8 września 2013
Wy-bieg
poniedziałek, 2 września 2013
30 nowości po trzydziestce
- Piekę bułki. Sobotnia próba na późne śniadanie wypadła pozytywnie. Być może tajemnica mego sukcesu tkwi w tym, że - nie dysponując specjalnym kuchennym pędzelkiem - do posmarowania bułek na wierzchu roztrzepanym jajkiem użyłam pędzla malarskiego, którym kilka tygodni wcześniej malowałam drewnianą skrzynkę z użyciem farby akrylowej. Luz. Bułki wyszły bez akrylu.
- Rozumiem problemy moich ponadtrzydziestoletnich koleżanek. Zwłaszcza tych, które usilnie przekonywały mnie, że jak się przekroczy tę magiczną granicę z trójką z przodu, to już znacznie trudniej jest zrzucić kilo czy dwa, które występują w nadmiarze w okolicy biodrowej najczęściej (nigdy w cyckach).
- Prowadzę mini-uprawę ziół, które jeszcze nie zwiędły, nie uschły, nie zgniły.
- Używam do prania środka zmiękczającego wodę i gorąco wierzę w to, że dzięki temu moje ubrania są bardziej miękkie, a pralka posłuży mi dłużej.
- Nauczyłam się, że jak wyprane pranie na suszarce wyschnie, to należy je zebrać, poskładać i schować do szafek - przetrzymywanie go na suszarce przez tydzień nic nie daje, bardziej suche już nie będzie.
- Naprawdę staram się chodzić spać przed godz. 22.00. W efekcie poranne wstawanie z łóżka trwa nie 45 minut, a zaledwie pół godziny.
- Nauczyłam się robić pierogi. Ruskie i z jagodami. Luz.
- Podejmuję próby nauki asertywności (ze względu na marne póki co efekty - wątku nie rozwijam).
- Mam w komputerze program antywirusowy. I z niego korzystam.
- Dwa razy upiekłam samodzielnie chleb. I wiem już, ile to wysiłku wymaga, więc na razie nie podejmuję kolejnych prób.
- Przekonałam się, że Olcia i ja nie jesteśmy największymi wariatkami, gapami, bujającymi-w-obłokach pannami na świecie. Jest jeszcze Smazia.
- Nauczyłam się parkować auto. Na razie przodem.
- W planach mam naukę parkowania tyłem.
- Porannej kawy nie słodzę cukrem, tylko ksylitolem.
- Piję sok pomidorowy...
- ...i jem niektóre czerwone rzeczy, np. botwinkę.
- Czytam etykiety produktów spożywczych, które kupuję (oczywiście absolutnie nie oznacza to, że te etykiety rozumiem i że jem tylko zdrowe rzeczy. Po prostu - czytam etykiety... Luz).
- Staram się przynajmniej raz w tygodniu dzwonić do mojej 88-letniej babci.
- Zamierzam podjąć drugą próbę zakupu okapu kuchennego, co jednoznacznie świadczy o tym, że zakupy robione przeze mnie są dobrze przemyślane i rozsądne.
- Mam konkretną wizję kolejnych (po zakupie okapu) rzeczy do wykonania - np. zamierzam dać nowe życie fotelom, które podstępnie ukradłam z Moniuszki wraz z wyprowadzką stamtąd (żeby nie było, że jestem złodziejem - w zamian na Moniuszki zostawiłam piękne współczesne fotele rodem z sieci sklepów meblowych Bodzio). Póki co - fotele czekają na nowe życie w poczekalni - czyli szopce na podwórku, której drzwi - z powodu nie otwierania ich przez kilka tygodni - zarosły dzikim winogronem. Luz.
- Planuję prezentami bożonarodzeniowymi zająć się już najlepiej od października, żeby potem nie wpadać w panikę i nie kupować w markecie gotowych zestawów z kosmetykami tudzież koszów ze słodyczami.
- Regularnie chodzę do dentysty. Ba! Za tydzień idę nawet do chirurga stomatologicznego w wiadomym celu.
- Jak kupuję gazetę, to nie odkładam jej na stertę przeczytanych, póki jej naprawdę nie przeczytam (30 lat zajęło mi zorientowanie się, że raz odłożona gazeta, do łask już nigdy nie wróci i prędzej stanie się wyściółką do kuchennych szafek czy owijką do talerzy i kubków przy przeprowadzce, niż lekturą).
- Piszę wiersze. Albo raczej - rymowanki okolicznościowe. I nawet mi to dobrze idzie.
- Nie pędzę, nie robię dziesięciu rzeczy na raz, nie staram się ogarnąć wszystkiego w jednym czasie i natychmiast (czyt.: oddycham, korzystam z tlenu, nie działam na bezdechu).
- W różnych dziedzinach życia zmieniłam/zmieniam swoje priorytety. Jakkolwiek wykrętnie i ogólnikowo to brzmi...
- Odkrywam w sobie nowe głębokie pokłady cierpliwości.
- Czasem ta moja cierpliwość się kończy. Zdarza się to bardzo, bardzo rzadko. Ale jak już się zdarza, to jestem bardzo zła.
- Walczę z systemem - np. w takim w postaci dostawcy internetu, który wystawia mi fakturę za usługi, których nie zamawiałam. Uprzejmie koresponduję z dostawcą, uprzejmie go proszę o skorygowanie faktury, ale moje myśli w stosunku do niego uprzejme już nie są. Działa.
- Walczę z niewidzialnym wrogiem, który pojawił się nie wiadomo skąd. O wrogu wiem bardzo dużo, ale okazuje się, że taka wiedza przed atakiem nie chroni. Walczę i liczę na to, że wróg się z walki wycofa rakiem.
wtorek, 20 sierpnia 2013
niedziela, 18 sierpnia 2013
Ola de la Sol
poniedziałek, 12 sierpnia 2013
OK-ap
piątek, 9 sierpnia 2013
Komplement
niedziela, 4 sierpnia 2013
Moja Babcia
Moja Babcia. Lat 88.
1. Lekarka rodzinna przyszła do niej z wizytą domową. "Poplotkowałyśmy sobie, zapaliłyśmy po papierosku, bo mnie poczęstowała takim cienkim, i poszła".
2. "A nacudowali z tymi śmieciami w Polsce. Przecież ja stara nie będę segregowała nitki z igłą!"
3. Babcia opowiada, że jakaś baba w kościele (cytuję) "dała księdzu w pysk", a po mszy jeszcze mu powiedziała "pocałuj mnie w dupę". Komentarz mojej babci: "Inteligencja".
czwartek, 1 sierpnia 2013
Rwanie
środa, 31 lipca 2013
Akt chirurgiczny
poniedziałek, 29 lipca 2013
Jezioro
A ja głupia pojechałam tylko z ręcznikiem i butelką mineralnej.
piątek, 26 lipca 2013
Jak Olcia ze Smazikiem
poniedziałek, 15 lipca 2013
Z Watykanu
niedziela, 30 czerwca 2013
Refleksja przy kasie
sobota, 22 czerwca 2013
Na zakwasie
Wyszły dwa. Ten większy jakby trochę gorzej, ale oba jadalne. Na zakwasie, żytnie. Mam wrażenie, że ich pieczenie trwało cały tydzień. I w sumie zakwas tyle właśnie się robił. Zaczyn - całą noc. Pieczenie - pół soboty.
Ale było warto.
czwartek, 20 czerwca 2013
Na zdrowie
Pół Zielonej Góry i cały Babimost postawiłam na nogi z powodu mojej zaplanowanej wizyty u chirurga stomatologicznego. Od zwykłego dentysty mam skierowanie na usunięcie ósemki. Mam świadomość, co to oznacza, bo Bro miał usuwane wszystkie cztery zęby - bądź co bądź - mądrości. Za każdym razem przechodził katusze. Antybiotyki, opuchlizna, stany zapalne, cuda na kiju. Dziś zapytał mnie tylko - "A góra czy dół?". No dół. "Noooo, to współczuję", po czym gładko przeszedł do opisywania tego, co mnie czeka już po zabiegu. 1. że jeść nie będę nic przez tydzień, 2. jak już coś uda mi się zjeść, to tylko przez słomkę i najpewniej będzie to tylko płynna kaszka, 3. że zwykłe tabletki przeciwbólowe i tak mi nie pomogą, więc muszę zdobyć receptę na silniejsze, 4. że będę musiała paszczę płukać szałwią, 5. że będę miała taki szczękościsk, że od razu mam zapomnieć o chodzeniu do pracy, nie mówiąc już o tym, że najpewniej to wcale nie wylezę z łóżka, bo będę jeszcze uroczo opuchnięta.
Do chirurga przyczłapałam się pełna najczarniejszych myśli. W rękach jedynie miętoliłam paczkę chusteczek. A pan chirurg popatrzył, popatrzył, pomyślał, w kalendarzu kartki poprzerzucał i kazał wrócić w sierpniu. Luz.
Druga sprawa. Ostatnio wyszły mi słabe wyniki cytologii. Na tyle słabe, że jest w nich sformułowanie "stadium przednowotworowe", ale też na tyle dobre, że jest to poprzedzone przymiotnikiem "wczesne". Więc luz. Procedura jest jasna. Po alarmującym liście poleconym z przychodni, umówiłam się na kolejną wizytę i dostałam skierowanie na dalsze szczegółowe badania, ale generalnie wiadomo, że na tym etapie zagrożenia żadnego nie ma, bo to jest stuprocentowo wyleczalne. Ale tak na wszelki wypadek - znając ludzką (kobiecą) naturę i pokrętne (kobiece) myślenie na temat badań profilaktycznych - bezczelnie i z premedytacją pytam każdą koleżankę, kiedy ostatnio robiła cytologię. Dziś przy okazji prawno-karnej debaty telefonicznej trafiło na Majkę. Już w głosie jej słyszałam lekkie zawahanie przy deklaracji, że "rok czy dwa lata temu". Ale zgrabnie zakończyłam rozmowę nakazując Majce jak najszybsze do lekarza się umówienie. Luz.
Za godzinę dzwoni Kalina. Mówi, że praca w redakcji jest sparaliżowana, robienie gazety leży. Majka wpadła w taki popłoch, że już niemal się do trumny kładzie. I że gada tylko o tym. Więc mam do niej zadzwonić i wytłumaczyć jak dziecku cały proces popadania w chorobę na "r". Cóż. Łatwo nie było. Ale obiecała, że zamiast siać niepotrzebny zamęt, na badania jednak (dla odmiany) pójdzie.
Luz.
niedziela, 16 czerwca 2013
Głusza
Weekend na wsi w głuszy, którą zakłóca jedynie muuuczenie krów, a ubarwia ptasi świergot. Prawie nauczyłam się jeździć traktorem i przekonałam się, że nigdy w życiu nie zostanę trenerem psów. Za to niebawem upiekę własny chleb na zakwasie.
środa, 12 czerwca 2013
Ironia losu
Lekarka zabroniła mi jedzenia cukru i słodyczy. Wprawdzie z innych powodów niż te wcześniej wymieniane przeze mnie, ale efekt jest... jakby lepszy. Jestem po pierwszym dniu bez cukru. W ramach rekompensaty wcinam ksylitol. Na razie luz.
Na razie.
poniedziałek, 10 czerwca 2013
Ale jak?
niedziela, 9 czerwca 2013
Pierogi
piątek, 7 czerwca 2013
Kulinarnie
niedziela, 26 maja 2013
Szafa
środa, 22 maja 2013
Alarm
sobota, 18 maja 2013
Niby Gdańsk
piątek, 17 maja 2013
U Olci
Mało brakowało, a nie dotarłabym do Olci wcale. Ale jestem. I ekipa też jest. Za nami nocna podróż pełna absurdalnych opowieści.
Olci mieszkanko wygląda jakby miało ze sto metrów kwadratowych. Osiedle z gatunku ol-inkluzif. Tymczasem sama gospodyni pognała o poranku do pracy pozostawiając nas na pastwę losu. Luz.
niedziela, 12 maja 2013
Muffinki
Zwiedzanie
piątek, 10 maja 2013
Dzień czekolady
wtorek, 7 maja 2013
On-line in the kitchen
sobota, 27 kwietnia 2013
Suszarka do naczyń
niedziela, 21 kwietnia 2013
wtorek, 16 kwietnia 2013
U-sprzętowienie
Przeszłam do kolejnego etapu. Kupuję sprzęty AGD. W postaci lodówki, pralki, piekarnika i płyty. O ile z lodówką i pralką poszło w miarę gładko, to z piekarnikiem już nie była taka prosta sprawa. Raz że nigdzie w mieście, ani nawet www całym internecie nie było takiego piekarnika, jak chciałam. Dwa - że takie sprzęty pod zabudowę mają takie widełki cenowe, że można zgłupieć. Ostatecznie zalazłam JEDNĄ. Oczywiście kupiłam. Luz. Przede mną jeszcze jeden stresujący zakup, który od jakiegoś czasu już przyprawia mnie o ból głowy - zlew kuchenny i to całe kranowo-syfonowe badziewie. Nie wiem dlaczego, ale nie opuszcza mnie przekonanie, że taki zlew to jest znacznie trudniej kupić niż taką na przykład pralkę. I bynajmniej nie dlatego, że nie ma wyboru w sklepach. Wybór właśnie jest. Ale na co się zdecydować?
wtorek, 9 kwietnia 2013
Emka
Uwaga. Pierwszy raz od stu tysięcy lat oglądałam dziś emkę. Okazuje się, że w moim nowym 'm' Dwójka całkiem dobrze odbiera, co od czasu ucyfrowienia telewizji na Moniuszki było fikcją. Tuż przed emisją zadzwoniłam do Olci. A ta od razu mnie uprzedziła, iż czeka mnie spory szok. I cóż - uprzedzić mnie zdołała zaledwie o części rewolucyjnych zmian.
1. Jak zobaczyłam scenografię towarzyszącą Marcie, to pomyślałam, że Andrzej kupił jej nowe mieszkanie. Ale szybko wyszło na jaw, że po prostu zrobiła remont, czego wściekle zazdrości jej Małgosia. Tej z kolei scenarzyści dali do odegrania scenkę promującą kredyty na remont. Luz - ja już mam to za sobą.
2. Ten bardziej obrotny z bliźniaków ma już siedemdziesiątą ósmą w życiu narzeczoną. Do Muchy nie wrócił, za to dalej szuka szczęścia u przypadkowych panienek. Po Teresie, Oli, Madzi, Sylwii, Tej Ładnej Jego Żonie Co Nie Wiem Jak Miała Na Imię i setce innych panien, którch już pewnie nawet sam Bliźniak nie pamięta, swoje pięć minut ma jakaś Iza. Swoją drogą - na podstwie wątku jego romansów można by zrobić już jakiś teleturniej i z powodzeniem wymyślić pytania na cały sezon.
Hitem oglądanego przeze mnie dziś odcinka emki było odwołanie się do prawdziwej literatury - Bliźniak porównał swoją i Madzi znajomość do "Miłości w czasach zarazy" Marqueza... LUZ.
3. Jeszcze raz Marta, bo nie wytrzymam. I tu z Olcią moją mam rozbieżne opinie. Może i ktoś od wizerunku serialowych postaci chciał nadać Marcie nowego, świeżego wyglądu, ale totalnie mu to nie wyszło. Włosy niby w artystycznym nieładzie, ale jakby niedorobione, jakby zapomniała je rozczesać po umyciu... Ubrania też jakby nowe, ale wybierane do odcinka na zasadzie "ubierzmy ją już w cokolwiek, byleby goła nie biegała po planie zdjęciowym".
4. Ola mówi, że pan Moskwa zwany w emce Arturem rozwodzi się z Marysią. A to już całkowicie zaburza mój światopogląd i przyprawia o utratę wiary w niezłomne serialowe pary. NO KAŻDY, TYLKO NIE ONI!!! Kto to w ogóle wymyślił? Naprawdę aż takie nudy były w serialu, że trzeba było rozdzielać jedyną świętą rodzinę??? Cóż, może to i lepiej, że taką przerwę w oglądaniu miałam - zaoszczędziłam sobie sporo nerwów. Już wystarczająco wulgarne były dziś sceny jak Artur podrywa jakąś blond długonogą piękność. Biedna Marysia!!! (a swoją drogą - gdzie ona się podziewa?)
5. Ni stąd ni zowąd Andrzej ma syna. A ten syn nie wie, że jest jego synem. To bez kometarza. Stary serialowy motyw rodem z Ameryki Południowej.
Z emkowego szoku długo się będę chyba otrząsać. Następny taki seans planuję za rok.
poniedziałek, 8 kwietnia 2013
Bankowo, bojowo
Wiedziałam, że lekko nie będzie. Ale że przy okaji całkowicie amatorsko i bez klasy, czy chociażby odrobiny nabytych zapewne na licznych kursach i szkolenich kompetencji... na to już nie byłam przygotowana. Otóż wybrałam się dziś do banku w celu zlikwidowania mojego starego konta. Konto nie jest mi już do niczego potrzebne, bo 1.mam inne, które muszę mieć, 2.to stare generowało potężne koszty - 10 zł miesięcznie, co rocznie daje 120 zł, a to już tyle co jedna dziesiąta pralki (której nie mam...). To stare konto zakładałam za czasów studenckich na potrzeby stypendium naukowego (było się kujonem...), a potem tak przez lata nie mogłam się zebrać, żeby zmienić bank. Aż do dziś.
Oczywiście pani w banku zbladła na wieść o celu mojej w banku wizyty. Ta sama pani, która regularnie dzwoniła do mnie oferując a to karty kredytowe, a to atrakcyjne ubezpieczenie torebki (słowo daję), a to jakąś pożyczkę. Z żadnej z ofert nigdy nie skorzystałam, ale pani zawsze była miła. Dziś nie.
Po pierwsze - co mnie najbardziej oburza i trąci totalnym brakiem profesjonalizmu - trwało to wszystko 40 minut. Po drugie - pani była gotowa się rozpłakać, byleby tylko mnie odwieść od mojego pomysłu. Podsuwała mi w tym celu pod nos ulotki z Chuckiem Norrisem, ale sumie nie była w stanie nic merytorycznego, czy atrakcyjnego mi zaproponować. W pewnym momencie przerwała te wszystkie swoje chaotyczne czynności, popatrzyła mi głęboko w oczy i próbowała zastosować mieszankę metod "na straszaka" + "na litość", tzn. "Bo wie pani, do pani na pewno zadzwoni ktoś z centali w W-A-R-S-Z-A-W-I-E i zapyta, czy namawiałam panią na pozostawienie konta w naszym banku"... Pokiwałam tylko głową, dając jej jedynie do zrozumienia, że na niewiele się ten straszak zda.
Po trzecie - gubiła się teatralnie w papierkach, nie wiedziała co powinnam podpisać, co powinna wydrukować. Na koniec przeżyła prawdziwy szok, jak ją poprosiłam o PISEMNE potwierdzenie zlikwidowania rachunku. No co - chciałam mieć pewność, że już mnie nie będą kroić na kasie.
Nastęnym razem pięć razy się zastanowię, zanim znów zlikwiduję jakieś konto bankowe.
A tym z Warszawy powiem co myślę, jak zadzwonią.
sobota, 6 kwietnia 2013
Pierwsza noc
Debiutancka nocna na nowym 'm' zaliczona. Nawet zapach farby mi tak bardzo nie przeszkadzał, nawet mnie głowa od niego nie boli, więc luz. Natomiast na maksa rozczarowana jestem pierwszą kąpielą w nowej wannie. Po latach z prysznicem na Moniuszki, podjęłam ważną życiową decyzję - że na nowym będzie wanna. Zlikwidowałam zastaną tu kabinę i między dwiema ścianami w łazience upchnęłam wanny-mini-wersję. I co? I pierwsza noc, pierwsza kąpiel, olejki, pachnące płyny -żeby był jeszcze przyjemniej. Woda odkręcam na maksa na czerwoną stronę. Wchodzę do wanny i okazuje się, że woda jest najwyżej ciepła, a nie gorąca, tak jak lubię. No nie! Jak tu leżeć? Zmarznąć można, zwłaszcza, że wiosna jeszcze nie przyszła. Okazuje się, że na piecu gazowym też wszystko na maksa poustawiane... I tak załamanie moje od wczoraj trwa... Nawet nie napiszę że luz. Bo z wanny wyszłam raczej średnio wyluzowana.
Jest na to jakaś rada?
czwartek, 4 kwietnia 2013
Co się odwlecze...
Miała być już pierwsza nocka na nowym 'm', miało być biwakowo, bo przecież nadal nie mam kuchni, a w czajniku to co najwyżej można wodę na herbatę zagotować. Tak miało być. Ale dopadła mnie jelitówka-wirusówka i było inaczej. Nocne wymiotowanie, gorączka, ból mięśni i ogólna niemoc. Po wizycie u lekarza czuję się jskby trochę lepiej, ale to raczej 'zasługa' tego, że spędziłam w poczekalni trzy godziny w oczekując na wizytę. Po takim siedzeniu na korytarzowej ławce każdemu zrobiłoby się lepiej. Luz.
środa, 3 kwietnia 2013
Moniuszki to Moniuszki
I po przeprowadzce. Wszystkie moje graty są już na nowym 'm'. Nawet rower przyjechał. Schował się w komórce na podwórku. Brakuje oczywiśce tylko kuchni i szafy, co generalnie sprawia, że połowa moich rzeczy zalega i przez jakiś czas zalegać będzie w kartonach i skrzynkach. Luz. Grunt, że udało się upchnąć moje buty w szafie w przedpokoju.
Aha! W związku z przeprowadzką nie planuję zmiany nazwy bloga. Moniuszki to Moniuszki. I wirtualnie niech tak zostanie.
poniedziałek, 1 kwietnia 2013
Przeprowadzka trwa
Co tam że święta, skoro jutro człowiek idzie do pracy, a się jeszcze nie przeprowadził - trzeba ten proces wykonać w Wielkanoc. Trudno. W pierwszy dzień świąt na swoich miejscach stanęły już kanapa, komoda, stół i krzesła. Niestety - jak zwykle nie obyło się bez usterek. Okazało się, że mój piękny drewniany stół, który kupiłam miesiąc temu i stał tak i czekał owinięty folią... hm... pękł w połowie. Więc jak mi się coś na stole rozleje, to poleci na podłogę przez to pęknięcie... luz, coś wymyślę.
Udało też się już rozłożyć mój nowy materac. Ba! Nawet prześcieradło na materac już nałożyłam, co zadaniem łatwym nie jest i wymaga obecności pomocnika.
Gdyby nie to, że w mieszkaniu czuć jeszcze zapach oleju od podłóg, to już mogłabym już tam spać.
(Poniżej - 'm' jeszcze bez mebelków)
niedziela, 31 marca 2013
Urodziny
Wielka sobota plus urodziny to taki miks, który może pokrzyżować nawet najbardziej precyzyjne przedświąteczno-świąteczne plany. Impreza - przynajmniej wnosząc po deklaracjach i zapowiedziach nielicznych gości - miała być a) krótka, b) spokojna, c) grzeczna. Wyszło inaczej, czyli lepiej. Powiem tak - zszedł nawet szampan, który od sylwestra 2011 stał w lodówce i czekał na jakiegoś odważnego amatora. Nic dodać, nic ująć. LUZ.
sobota, 30 marca 2013
Klub seniora
Wyższa technologia przywędrowała do mnie na starość. Nie sądziłam nawet, że wraz z nadejściem nowego rozdziału w życiu, który rozpoczyna się od trójki z przodu, jednocześnie przyjdzie mi zmierzyć się z takim urządzeniem jak tablet (tym bardziej że jeszcze do niedawna byłam przekonana, że słowo 'tablet' ma coś wspólnego raczej z przemysłem farmaceutycznym). Luz. Mój tablet jest prześliczny - biały (więc pasuje do nowego mieszkania) i w sam raz do torebki. Milczeniem pominę jedynie komentarz, który usłyszałam przy okazji - że ma to odwrócić moją uwagę od pojawiających się już zmarszczek...
Luz!
czwartek, 28 marca 2013
Gotowe
Mieszkanie właściwie gotowe jest do wprowadzenia się. Na przeszkodzie stoi jedynie fakt, że pan od podłogi musi zrobić poprawki. Czyli rzeczywiście będzie tak, że urządzać się będę w święta. Trudno. Wiosna strajkuje, więc raz w Wielkanoc można trochę inaczej niż nad stołem z jajami. Luz.
PS Olcia już w drodze! Yes! Yes! Yes!