Już dziś wiem na pewno, że moja historia z chirurgicznym rwaniem zęba będzie miała co najmniej pięć aktów. Na razie nie biorę pod uwagę żadnych powikłań ani komplikacji. Te pięć aktów to jest najbardziej optymistyczny wariant. Mam już foto panoramiczne całej mojej szczęki, na którym uśmiecham się co najmniej szyderczo, żeby nie powiedzieć wręcz, że zabójczo. Batalia z chirurgiem jest jak walka z wiatrakami, bo ja swoje, a on swoje, a wiadomo że on i tak ma racje choćby nie wiem co, a ja to mogę się co najwyżej pokornie podporządkować. Żeby jeszcze dodać smaczku całemu temu spektaklowi, dodam, że ów chirurg ma jakieś - na oko - dziewięćdziesiąt lat, jest cały siwy i pomarszczony, a jak coś powie, to już gorzej niż Gargamel do Smurfów. Luz. Zaciskam zęby (!) i brnę w to dalej.
Pantomograficzne ... B.
OdpowiedzUsuńPanoramiczne. Mam skierowanie. Czytać umiem. Ale niech będzie. Tak czy siak - długa droga jeszcze przede mną. A pamiątkowe zdjęcie szczęki było - nad czym w strachu ubolewam - najprzyjemniejszym etapem.
Usuńheh ja miałam pantomograficzne też :) ale nie rozumiem czegoś - tzn, że chirurg nie chce rwać i czeka??? czy o co chodzi?? Olcia.
OdpowiedzUsuńO kolejki, o obłożenie, o kasę (wg mojego ZIP - za każdą moją dwuminutową wizytę na fotelu, kasuje 47 zł - wiadomo, że każdy by chciał takich wizyt nabić jak najwięcej, żeby urlopowe wydatki się zwróciły), o przeczołganie pacjenta, o zaznaczenie terytorium swojego chirurgiczno-stomatologicznego władania wszechświatem. To w skrócie. Słowo daję, że szczegółowy opis sytuacji byłby zbyt absurdalny.
Usuń