Co się może wydarzyć w mieszkaniu, kiedy człowiek czeka na Dzielnego Strażaka i Matkę Polkę? Oczywiście - tylko pożar. Albo przynajmniej stan przedpożarowy. Żeby przyjąć gości godnie, postanowiłam upiec dla nich ciasto. Nie jakieś tam ciasteczka owsiane, co to wiadomo, że przepis jest sprawdzony i pewny i żadną siłą zepsuć się go nie da. Nie jakieś tam muffiny, które przygotowuje się w jakieś pięć minut, a piecze niewiele dłużej. Ale porządne pachnące ciasto z malinami. Że świeżych nie ma - kupiłam mrożone. I stąd prawdopodobnie moje pożarowe kłopoty. Zaglądam do pieca, a tu dym i siwo. Otwieram, a tu smród niemiłosierny. Coś się jara... Ciasto siedzi w piecu już 45 minut i nadal jest SUROWE, mimo że powinnam je już w sumie wyciągać... Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale wszystko wskazuje na to, że poniosłam piekarniczo-cukierniczą porażkę...
Tylko czym ja gości poczęstuję??!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz