środa, 18 września 2013

Durszlak i pies

No dobra. Dostałam sam durszlak. Świeczniki ciotka już sobie darowała. Ale nie byłaby sobą, gdyby nie przyniosła mi czegoś totalnie niepotrzebnego. Tym razem są to a) piękny bieżnik, którego nigdy w życiu na żadnym stole nie rozłożę, b) porcelanowy ptaszek, co to od razu musiałam mu znaleźć godne miejsce do ekspozycji (cóż że po wyjściu cioci ptaszek odfrunął... nie moja wina). Luz. Ale durszlak niczego sobie. Najlepsze jest to, że ciotka z wujkiem przyprowadzili też swojego psa. Luz, że padało i na dworze było mokro. Amik beztrosko wytarzał się na mojej kanapie i pogardził kocim jedzeniem, którym go częstowałam (trzymam je w mieszkaniu na wypadek jakby pod moją kamienicą znów pojawił się miauczący kot... już raz przez takie uporczywe miauczenie straciłam parówki na śniadanie. Od tamtej pory mam w chacie kocią karmę. Luz). 
Przy okazji wyszło na jaw, że chyba znów będzie trzeba pruć ściany w moim "m", co najprawdopodobniej przepłacę zawałem albo przynajmniej ciężką arytmią. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz