Szybki, dynamiczny spacer jedną z jarmarcznych alejek, pozwala mi stwierdzić, iż na zielonogórskim Winobraniu można kupić: a) porcelanę z Bolesławca, b) oscypka z Zakopanego, c) bursztyny spod Kołobrzegu, d) winyle z DDR, e) serwety z Kaszub, f) plakat z Nowego Jorku g) płyty cd prosto z Meksyku. Spotkałam też ubranego na biało marynarza a'la "Gdynia welcome to", ale nie wiem, co sprzedawał, bo otoczony był wianuszkiem pań z trwałą na głowie.
Już sobie w myślach układałam powyższą wyliczankę winobraniowych pamiątek, kiedy zza filaru (pod filarami) wyłoniła się koleżanka ze studiów, której - słowo daję - nie widziałam 6 lat. Oczywiście miała przygody z pracą zagranicą, ale wróciła i robi ceramikę. Klimat nie mój, ale trochę bardziej winobranowy niż bursztyny czy oscypek. Bo w ofercie Wiktorii są jakieś tam takie różne ceramiczne rzeczy, magnesy na lodówkę i kubki z winnym, ba! zielonogórskim motywem.
Nadzieja umiera ostatnia.
Luz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz