poniedziałek, 15 lipca 2013

Z Watykanu

Czary-mary i od dziś robię chlebek watykański. Kto robił - nie musi dalej czytać. Kto nie robił - temu wyjaśniam. Chlebek watykański to właściwie nie chlebek, a piekielnie słodkie ciasto. Robi się je z zaczynu, który się od kogoś dostaje. Przez sześć dni codziennie się dodaje jakiś składnik. Jest jeden dzień, kiedy nic się nie dodaje, a jedynie się miesza. Luz. Potem gotowe ciasto dzieli się na cztery części - z jednej piekę chleb (...), a trzy rozdaję sąsiadom albo dobrym ludziom (w Watykanie to chyba synonimy... ja jednak rozróżniam dobrych ludzi od sąsiadów). 
I naszły mnie takie przemyślenia, że jeśli w Watykanie żre się takie słodkie dobrocie, to nic dziwnego, że Franciszek tak gromko wzywa do ubóstwa. Toż ten chlebek to rozpusta i przepych w czystej postaci. Tak czy siak, legenda głosi, że piecze się to tylko raz w życiu, więc mimo iż od miesiąca nie jem słodyczy, to pomyślałam sobie, że skoro zaczyn już dostałam, to odbębnię ten chlebek i do końca życia będę miała spokój. 
Amen.

1 komentarz: