poniedziałek, 14 października 2013

Skalpel

Nie ma co się dłużej oszukiwać. Kiedy szumnie deklarowałam niejedzenie słodyczy, to prawda jest taka, że stan ten utrzymałam może przez tydzień, góra dwa. Potem już zatriumfowała moja słodyczożercza natura, która nie pozwala mi przejść obojętnie obok ciastka czy czekolady. Żeby się nie zmarnowało. Poza tym za jedzeniem słodyczy przemawiają także względy racjonalne – ot, chociażby to, że cukier dostarcza energii. Luz.
Tak czy siak, ten cukier – w postaci tkanek miękkich – zaczął już intensywnie mi się odkładać tu i ówdzie, co w następstwie prowadziłoby do rychłej wymiany garderoby. A na to już sobie pozwolić nie mogę.
Bez robienia wielkiego halo, ogłaszania tego wszem i wobec całemu światu, zaczęłam sobie biegać. Wiadomo jakim tempem, wiadomo jakie dystanse. Ale liczy się fakt i szczere chęci. I już nawet zaczęło mi to sprawiać przyjemność i cieszyłam się na myśl o kolejnych biegach.
Mały relaksacyjny trening był też zaplanowany na wczoraj. Ale moja biegowa towarzyszka wymiękła, więc dziarsko rzuciłam się na samotne przebieżki. Plan ten nawet by wypalił, gdyby nie to, że nie wzięłam pod uwagę, iż chwilę wcześniej zrobiłam pranie, więc moje mokre biegowe ubranka schły przy grzejniku. A mam ich tylko jeden komplet.
Tyle że spokoju dzięki tej jakże wdzięcznej wymówce wcale nie zaznałam. Myśl o odkładających się w formie koła ratunkowego czekoladek nie pozwoliła mi usiedzieć spokojnie w niedzielne popołudnie na kanapie. W końcu zdecydowałam się wypróbować zamieszczony na jutubie trening słynnej na całą Polskę, Europę, świat i kosmos Bardzo-Szczupłej-Pani. Z trzech zestawów wybrałam ten o najłagodniejszym wymiarze kary - skalpel. Jakbym to oglądała leżąc na kanapie, to na bank uśmiałabym się, bo co to za wymachy śmieszne - jakieś pajacowate podnoszenie rąk i nóg. Żaden to w końcu wysiłek. Człowiek podobne ruchy wykonuje, kiedy sięga po kolejne ciastko.
Ale wystarczyło raz spróbować. I ledwo zacząć...
Po trzech minutach treningu podjęłam decyzję o zmianie dżinsów na legginsy. Po pięciu minutach - postawiłam obok siebie butelkę z wodą. A po dziesięciu - ledwo łapałam oddech. Luz - chciałoby się napisać. Ale mięśnie brzucha (zagubione wcześniej w otchłani czasoprzestrzennej) stały się jakby napięte.
Wniosek jest tylko jeden. Ta Bardzo-Szczupła-Pani to szataaan w czystym wydaniu.

1 komentarz:

  1. haha, ja się migam, ale tez miałam to w głowie :) aleee zapisuję nasz na akcję Gdańsk Biega, be ready !!!!! Olcia.

    OdpowiedzUsuń