Myślałam, że tego typu opowieści są raczej spomiędzy bajek wyjęte i tyle mają wspólnego z rzeczywistością, co ja z fizyką atomową. Ale okazuje się, że takie zdarzenia faktycznie mają miejsce. Otóż byłam dziś z moją ciocią-starą-panną (pięć kotów, nieskazitelny porządek w domu, wie o życiu wszystko, a już szczególnie o życiu rodzinnym i wychowywaniu dzieci) w szpitalu, żeby umówić ją na operację kolana. Pominę już milczeniem kolejki (dwie!), w których przyszło nam stać (tyle kul i wózków inwalidzkich, co ludzi w kolejce, brak okna, brak tlenu, plus obowiązkowo miła i przyjazna atmosfera oraz ogólna ludzka życzliwość). Pan ortopeda wyznaczył cioci błyskawiczny - ze względu na fakt iż ciocia nie ma nerki i jest dializowana trzy razy w tygodniu - termin operacji. Luty 2015. Ot, minie jak z bicza strzelił. Powtórzę może to jeszcze raz - LUTY DWA TYSIĄCE PIĘTNAŚCIE. Czyli luz. Wiadomo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz