wtorek, 28 sierpnia 2012

Z pamiętnika pracownika

Od rana na posiedzeniu zarządu. Biorę ze sobą mały komputer, żeby być na bieżąco z tym, co się dzieje. Przez cały czas ogarniam: a) to co jest na posiedzeniu, b) telefony, które dzwonią nieustannie, c) liczne smsy od mojej dyrektorki, która jest dziś w delegacji, d) newsy z regionu na portalach, e) to co się dzieje w sekretariacie, f) przychodzącą pocztę papierową, g) moje maile, na które cały czas odpisuję. 
Po pięciu godzinach wracam do siebie do biura. Te maile, na które cały czas odpisywałam - na stacjonarnym komputerze figurują jako nieprzeczytane. Ilość? 
70. 
Luz.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Prosty przepis na ciasto jogurtowe ze spalonymi malinami

Za bardzo połechtana komplementami na temat moje wspaniałego, kultowego już (do tej pory pieczonego dwa razy) ciasta jogurtowego z malinami, postanowiłam swoje umiejętności wypróbować na Moniuszki. Bo wcześniej testowałam swój - bądź co bądź - wątpliwy talent poza domem. Wiadomo. Dla własnego bezpieczeństwa. No ale skoro już powszechnie znany jest fakt, że ten talent to ja jednak mam, to mogę zrobić próbę we własnych moniuszkowych kątach. 
Warto dodać, że mam na Moniuszki nową kuchenkę, którą do tej pory testowałam tylko parząc na niej kawę, więc debiut z ciastem był naprawdę poważny. 
Przygotowania jak przygotowania. W ciasnej moniuszkowej kuchni wygenerowałam trochę bałaganu, ale też elegancko wyglądającą masę gotową do wstawienia do piekarnika. 




















Wiedziałam, że ten piekarnik ma taki drobny mankament, że podobno za mocno grzeje, więc profilaktycznie zamiast na 180 stopni, ustawiłam na 100.
Cóż. I 100 było za dużo. W ciągu dwóch minut wierzch ciasta pokrył się ciemnobrązową barwą, a maliny podejrzanie sczerniały, żeby nie powiedzieć wręcz, że się zwęgliły. Dobra - myślę sobie - luz. Maliny się odkroi, ciasto będzie dobre. Efekt jest taki, że po pół godziny wmawiania sobie, że właśnie w tym mieszkaniu powstaje przełomowy wytwór, siedziałam w siwej chmurze, odganiając dym rękoma, żeby móc cokolwiek zobaczyć na wyciągnięcie ręki. 
Ciasto stoi. Nie mam odwagi spróbować. Ale chętnych zapraszam. 




















I kto mi teraz uwierzy, że ja naprawdę umiem piec???
Luz. 



sobota, 25 sierpnia 2012

Moda przekrojowa

Dziś z zupełnie innej beczki. 
Mam na Moniuszki muzealny niemal zbiór Przekrojów z 1945 i 1946 r. Wczoraj sięgnęłam po nie, po raz pierwszy od kilku lat, kiedy to znalazłam je na strychu w domu rodzinnym. Wówczas jeszcze nie bardzo wiedziałam co z tym zrobić. Dziś czytam to jakby od nowa. Na świeżo. I śmiać się można z tematów, z problemów, z języka, z ilustracji (zamiast zdjęć są głównie rysunki), ale można się tym też zachwycić. I tak - czytam numer z 2 września 1945. A w nim Kronika Sportowa, fotofelieton z podpisem "Nowe traktory już pracują", fragmenty przemówienia Bieruta z konferencji prasowej w Belwederze (o podpisaniu umowy polsko-radzieckiej), tekst o romansach Chopina, fotoreportaż "6 lat temu" o wybuchu wojny, i... MODA. I tu cytat koniecznie (pisownia oryginalna):
Kobieta powinna być ładna. Nie powinna poświęcać temu połowy życia, ale mniejwięcej 1/10-tą. Tyle, ile normalni mężczyźni poświęcają brydgeowi. Wtedy świat dojdzie do równowagi i wszyscy będą zadowoleni. A ponieważ uroda składa się w 60 % z ubrania, więc sprawy ubraniowe muszą zająć kobiecie dokładnie 43 minuty i 12 sekund dziennie. Najsurowszy Katon nie powie, że to dużo. Ważne jest, żeby ten czas wyzyskany był należycie. "Przekrój" bardzo to obchodzi. "Przekrój" boli serce na myśl, że któraś z czytelniczek mogła by sobie uszyć nietwarzową sukienkę. Dlatego w "Przekroju" będzie teraz moda. A więc nasza zasada: skromnie i estetycznie!






środa, 22 sierpnia 2012

work-come-back

Powroty do pracy nie są nigdy przyjemną sprawą. Zwłaszcza jak się szło na urlop w środku niezłego młynu, a wraca się w kolejny młyn - jeszcze większy, jeszcze bardziej hardkorowy, że pierwszy posiłek w ciągu dnia zjadło się o godz. 14, a pierwsze siku zrobiło się przed godz. 15... Luz.
Nowych zadań mam co nie miara, a ludzi jakby trochę mniej. Zakasam moje krótkie rękawy - bynajmniej nie po to, by prezentować moją grecką opaleniznę, ale by ogarnąć, obmyślić, przygotować, zrealizować, odhaczyć, nie zwariować. W takiej właśnie kolejności. Kalendarz znów puchnie. Łapię oddech.
A skoro mowa o młynie... Jeszcze jeden powiew urlopowych wspomnień. Jeden nocleg zaliczyłam w takim właśnie miejscu. Polecam.



wtorek, 21 sierpnia 2012

Suszenie

Urlop sprzyja odwiedzinom dawno niewidzianych koleżanek. Z Mamą Szymona ostatnio widziałam się w listopadzie. I chociaż jesteśmy w stałym i regularnym kontakcie telefonicznym, przegapiłam naocznie moment, kiedy została również Mamą Natalki. Okazja więc była co najmniej podwójna żeby odwiedzić. Bo o nadrabianiu plotkarskich zaległości nie wspomnę. Chociaż z drugiej strony - takie to czasy, że plotek miałyśmy do przekazania sobie jak na lekarstwo. Luz.
Okazuje się, że bycie jednocześnie Mamą Szymona i Mamą Natalki to zajęcie polegające głównie na sprawnej logistyce i negocjacjach. Mama Szymona i Natalki już wczoraj mi zapowiedziała, że najlepiej to by było jakbym do niej przyjechała o godz. 10, bo wtedy ona spokojnie uśpi jedno dziecko, a ja tymczasem popilnuję drugiego. Instrukcje przy tym dostałam następujące. 1. (rano sms) "Jak masz zamiar nosić małą, to weź sobie koszulkę na zmianę", 2. "Możesz ją tak tutaj bujać, a jakby zaczęła płakać, to włącz suszarkę do włosów, 3. (niewypowiedziane na głos, ale w domyśle) "Jak będę usypiać Szymona, to najlepiej nie zawracaj mi w tym czasie głowy, jak mała będzie ryczeć, to radź sobie sama, a jakby cię bolały ręce od noszenia, to trudno, sama chciałaś" ;) to znaczy niby miałam taką opcję, żeby położyć małą do fotelika, ale wiadomo, że na rękach dziecko najlepiej uspokoić.
Luz.






























Patent z suszarką do włosów Mama Sz. i N. zaczerpnęłam z forów internetowych. Raz wypróbowała, jak się okazało, że działa, to stosuje już wiernie. MAŁO TEGO. Wybierałyśmy się na spacer i kazała mi (uwaga!) nagrać suszarkę na dyktafon w komórce, bo w swojej miała słabą baterię. Na spacerze suszarka puszczana z komórki TEŻ DZIAŁA.
Szymon, który wygląda jak aniołek i czasem również się tak zachowuje, postanowił skupić całą swoją uwagę na  nowym prezencie od ciotki - czyli na mydlanych bańkach...O swojej rodzonej siostrze mówi "Cinka" (co w wolnym tłumaczeniu oznacza "dziewczynka"). A poza tym jest absolutnym fanem aut i zapinania (i odpinania) w nich pasów bezpieczeństwa. Do znudzenia. 






















poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Moniuszkowe wyzwania

Nowy początek? Na razie próba. I wyzwanie. A kilka ich przed sobą postawiłam. Syndrom pourlopowy, powakacyjny? Albo zbliżający się wrzesień. Jak się miało jeszcze naście lat, to przynajmniej wiadomo było, co człowieka we wrześniu czeka. Że szkoła i że koniec wakacji. I że na czym innym skupić się trzeba. Ale chyba nie tylko ze szkołą tak jest. Bo wrzesień to ma akurat większą moc niż Nowy Rok. Bo na przykład we wrześniu dopiero rusza aerobik, na który postanowiłam się znów zapisać. Latem na takie zorganizowane aktywności nie ma szans. Panie instruktorki też mają swoje wakacje. Szkoda tylko że kilogramów na wadze niespodziewanie przybywa. Luz.
Moniuszkowy blog - w składzie dwu, czy jednoosobowym - musi zostać. Wirtualnie przynajmniej. Że realnie się porozluźniało? Normalna kolej rzeczy.
Pourlopowych postanowień mam jeszcze więcej. Rozpoczynam wdrażanie.















M.