30 dni do 30. Żarty się skończyły. Wczoraj odkryłam, że JUŻ TERAZ gorzej znoszę chociażby picie wina. Po dwóch małych kieliszkach zwyczajnie zasnęłam. Podjęłam jakiś czas temu próbę wskrzeszenia w sobie nawyku biegania. Skończyło się na trzech treningach. Że kondycję mam słabą, to akurat nie nowość. Ale nie ma co się oszukiwać - wiek dodatkowo robi swoje. Najgorsze co prawdopodobnie może mnie spotkać, to ta stygmatyzacja podczas wybierania kremów do twarzy. To już jest po prostu inna półka w rossmanie - 30 plus. Ktoś, kto wymyślił takie kremy, musiał być złośliwym, zgorzkniałym, podłym i mściwym zgredem. Po trzydziestce rzecz jasna.
Dobra. Nie ma co dramatyzować. Mam jeszcze trzydzieści dni. Jak skazaniec. Ale do wykorzystania pozytywnego. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz