W ramach inwestowania w mieszkaniowy elementarz, w bożą niedzielę nabyłam stół. Wypatrzony na tablicy pe-el. Drewniany, klasyczny, kuchenny. Poetycko można by nawet powiedzieć, że z duszą. Ale prawda jest taka, że z dziurami po kornikach. Odnowiony, wywoskowany. I najlepsze - z SZUFLADĄ po środku.
Tymczasem w ramach zmiany priorytetów w domowym budżecie, zamiast kupować nowe książki, wypożyczyłam jedną z biblioteki. Skorzystałam z tego dobrodziejstwa chyba pierwszy raz od ukończenia studiów. I właściwie odbyło się to trochę przez przypadek, bo żadnego wypożyczania nie planowałam. Po prostu w sobotni poranek (no... w południe) odwiedziłam brata w pracy na dyżurze. Jak wpadłam między regały, to się nawet zdziwiłam, że tam nie tylko Mickiewicz i Sienkiewicz, ale trochę nowości przyzwoitych także. Luz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz