W zachwyt wpadłam, może lekko przesadzony, ale autentyczny, gdy wybrałam się dziś na popołudniową inspekcję na placu budowy. Otóż pan remonciarz pomalował dziś jedną ze ścian na kolor o tajemniczej nazwie "dryfujące kry". To był mój pierwszy typ w sklepie - i na szczęście - trafiony (przygoda z magnoliowymi ogrodami była później niż kry). DOKŁADNIE tak tę ścianę sobie wyobrażałam. Mieszkanie nabiera już zatem nie tylko kształtów, ale i kolorów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz