czwartek, 3 stycznia 2013

Recenzja o poranku

Jestem świeżo po lekturze "Miłości oraz innych dysonansów" Wiśniewskiego i Wownenko. I nie mogę się pozbyć uczucia, że trochę zostałam zmamiona, trochę oszukana, a trochę sama się nabrałam. Od czasu "Samotności" czytałam może ze dwie czy trzy książki Wiśniewskiego, więc wypowiadać się jest mi trudno, bo nie wiem, co tam w tak zwanym międzyczasie napłodził, ale z tego co widziałam na półkach w empiku, mało tego nie było.
Odczucia po "Miłości" mam w sumie dość mieszane. Porównywać mogę jedynie do "Samotności", bo to najlepiej pamiętam. Podobieństwa są takie, że przez pół książki dramat goni dramat. I to w najbardziej roztkliwiającym wydaniu - czyli wielka młodzieńcza miłość, spotkali się zupełnie przypadkiem, pokochali na zabój. Kwiatki, sratki, bilety do teatru, które było ciężko dostać. Ona się stroi w sukienkę, bierze pożyczoną torebkę, gna na spotkanie. Tuż przed teatrem oczywiście on już jest blisko, aż tu nagle samochód go potrąca i ginie chłopczyna pod kołami. Na oczach ukochanej. Na ulicy zostają tylko rozsypane białe tulipany. 
Takich przypadkowych nieszczęśliwych śmierci jest w książce więcej. A to ginie żona i córka, które jadą po męża na lotnisko, a to giną rodzice, którzy wieźli zwłoki zmarłej córki, żeby pochować ją w ojczyźnie. Plus oczywiście zdradzeni mężowie - ale żeby było mocniej i dobitniej - żona zdradza męża z zaprzyjaźnionym księdzem, który zresztą wcześniej udzielał im ślubu. 
Wszystko fajnie, niby to tak na marginesie głównego wątku, ale trochę tego za dużo. I skala przesadzona.
Jak na Wiśniewskiego przystało - główni bohaterowie spotykają się dopiero na stu ostatnich stronach. 
I żeby nie było, że tylko krytykuję. Czyta się oczywiście przyjemnie. Wiśniewski pisze o uczuciach tak, że chwyta mocno za serce. Potrafi użyć takich słów, że człowiekowi się wydaje, że nikt dotąd tego lepiej nie nazwał. Jak boli bohatera, to czytelnik to czuje. Jak bohater jest szczęśliwy, to mi też to się mocno udziela. Napięcie jest budowane tak, że na trzy strony przed końcem nadal nie miałam pewności, jak to się właściwie rozwiąże i aż palce mi się pociły podczas przewracania kartek. 
W internecie recenzji za wiele nie znalazłam. Tylko takie, że to powieść na miarę "Samotności". Trudno się z tym nie zgodzić. Pytanie tylko, czy to ma być zachęta. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz