Z facetami jednak można się dogadać. Przekonałam się osobiście, że nie ma w tym nic trudnego. Trzeba być po prostu sprytniejszym (sprytniejszą!...).
Przed południem spotkałam się z pewnym mężczyzną. Jak to facet - przywitał mnie totalnym fochem i olewką. Na dzień dobry zaserwował mi jakieś wieśniackie, prostackie teksty typu "A sio, do kąta!" - że niby nie jestem w towarzystwie jego szlachetnym mile widziana, czy coś w tym stylu. Ale - mówię sobie - hola, hola, mój panie! Co to to nie! I jak gdyby nigdy nic, rozpoczynam opowieść o tym, jak to rano musiałam odwiedzić MECHANIKA (słowo klucz), aby ten ZAMONTOWAŁ (słowo klucz) boczne lusterko w moim SAMOCHODZIE (słowo klucz). Wystarczyło, haczyk połknięty. Konwersacja nasza oparła się wprawdzie głównie na motoryzacji, sprawach montażu, ze szczególnym uwzględnieniem demontażu oraz na ogólnych kwestiach w zakresie nazewnictwa i zastosowania narzędzi stolarskich. Mężczyzna pochwalił mi się, że ma w swoim warsztacie imadło, klucz francuski, młotek, wkrętarkę, śrubokręty rozmaite i wiertarkę (cytat "Dużą wiertarkę! Bo mała to jest dla dzieci" - podkreślił). Potem demonstrował mi jeszcze zastosowanie tych urządzeń, przy czym głównie skupił się na prezentowaniu tego, co można zepsuć, rozebrać, rozkręcić, roztrzaskać. Niekoniecznie interesował go już proces odwrotny. To zostawił już raczej mnie - czyniąc tym samym ogromny ukłon w moją stronę, który równocześnie być oznaką olbrzymiego zaufania - pozwolił mi obsługiwać elektryczną wkrętarkę, którą bez problemu błyskawicznie przykręciłam parę śrubek. Luz.
Nie na wiele się to jednak zda. Facet nie jest w moim typie. Jest blondynem. Mówi do mnie "ciocia Mińka". No i rocznik nie ten, coby mi mógł odpowiadać. 2010.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz