Mam w pracy nową koleżankę. Plus jest taki, że a) jest lekko stuknięta (jak ja), b) ma 180 cm wzrostu (jak ja), c) waży 65 kg (jak ja), d) mówi np. "hmm, chciałabym ci powiedzieć, że masz fajne, długie nogi, ale przecież ja mam takie same, HAHAHA!" (jak ja). Minus jest taki, że już zaczęła się rządzić. Wprowadziła w naszym pokoju RJS, czyli Regulamin Jedzenia Słodyczy. Jest to efektem tego, że jak tylko zamieszkałyśmy razem w pracowym pokoju, to oczywiście zaczęłyśmy znosić do niego ukradzione w innych pokojach słodycze. Zjadłyśmy to sprawiedliwie - po równo. Ale Justyna uznała, że tak nie może być. Jej nowy regulamin brzmi mniej więcej tak:
- można zjeść dziennie dwa cukierki czekoladowe lub dwie czekoladki
- EWENTUALNIE - pięć cukierków typu landrynka, czy Nim2
- EWENTUALNIE - jednego batonika
- słodkiego cappuccino nie zaliczamy do słodyczy, ale można wypić tylko jedno dziennie
- od najbliższego poniedziałku - w ramach zapchania i oszukania żołądka - jemy błonnik. A do tego również owoce
- jak już kradniemy słodycze w innych pokojach - to się do tego przyznajemy.Ale już raczej staramy się nie kraść
- jak ktoś w pracy ma imieniny i przynosi ciasto, to jemy do oporu
Mamy na biurku specjalny kartonik z napisem "Realizacja RJS", do którego codziennie wrzucamy karteczkę z wykonania regulaminu. Czyli nie da się oszukać.
Nasz plan ma jeszcze drugą stronę medalu, ale o tym akurat wolę nie pisać, póki nie wcielimy tego w życie.
To najbardziej przedni plan ze wszystkich, jutro jest początkiem wspaniałej przyszłości Nas - najszczuplejszych dziewczyn w mieście:)
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńTo jeszcze raz ja, chciałam powiedzieć, że dostałam od M link z przepisem na pyszną zupę. Po przeanalizowaniu jej zawartości i rozpoczęciu działań kulinarnych odkryłam, że ta zupa (i cała ta strona) to podstępny wymysł szatana, tyle pokus w jednym miejscu, że aż w głowie się kręci i człowiek musi walczyć sam ze sobą