Olcia już pewnie z transparentem, girlandą nad oknem i szampanem chłodzącym się na balkonie wyczekuje, aby mnie powitać w pod-Trójmiejskich progach. Sto tysięcy razy już się do niej wybierałam, już połączenia kolejowe miałam posprawdzane, już prawie nawet walizeczkę spakowaną, ale zawsze coś w pracy wypadało, a to brak urlopu, a to coś innego super ważnego, ewentualnie zwykłe i banalne me choroby różne typu zapalenie tchawicy. Tym razem odwrotu nie ma. Bo plan jest poważny. W niedzielę biegniemy w jakimś gdańskim biegu. Bez przygotowania, bez treningów, na żywioł. Ale może właśnie - przynajmniej jak tak sobie myślę, bo Ola pewnie raczej wręcz odwrotnie - może ten gdański bieg będzie początkiem powrotu do treningów? No to się akurat jeszcze zobaczy. Olcia publicznie już i pisemnie zadeklarowała, że dodatkowo zapewni mi atrakcji w stylu iście poznańskim... Czyli co kalorie w biegu zgubimy, to wraz z węglowodanami ziemniaczanymi nadrobimy. Luz.
Zazdroszczę wam i życzę udanego weekendu. Oby do mety :)
OdpowiedzUsuńAura