środa, 14 listopada 2012

Ola na meczu

Załamka! Olka poszła na mecz. Jakiś taki z tych, co to się je zapowiada miesiącami, tygodniami, jest pełna mobilizacja kupowania biletów, pezetpeen, murawa w pełnej gotowości, piękny stadion, wielkie nadzieje itd. Jak zobaczyłam u Olci na fejsie zdjęcie ze stadionu, to normalnie nie wytrzymałam. NIE CHODZI SIĘ NA MECZE!!! BO NIE. Bo ta piłka nożna to żaden sport, a już na pewno nie wykonaniu naszej rodzimej (ze szczyptą ironii użyję teraz wielkiej litery) Reprezentacji. Więc tłumaczę tej Olci - najpierw publicznie w komentarzach ne fejsie, potem już sms-ami, co by jej dodatkowo nie pogrążać. Że się na mecze nie chodzi. 
W końcu dzwoni do mnie. W tle słychać stadionowe pohukiwania. A Olcia KONIECZNIE musi mi coś natychmiast opowiedzieć. "Mircia, wyobraź sobie, że idę siku* [* my z Olcią należymy do tego gatunku, co to chodzi siku co pięć minut. Nerki niby zdrowe, więc to pewnie kwestia psychiki. Najlepiej jest sikać na zapas, chociaż to i tak nigdy nie pomaga. Mecz nie mecz - siku trzeba pójść], a tu kolejka do damskiej toalety zerowa. A do męskiej - na dwa piętra! Bo żłopią głupki to piwsko. Przecież zazwyczaj to jest odwrotnie, że do damskiej jest kolejka, nie?" - tak oto moja koleżanka znad morza dzieli się ze mną swoimi przeżyciami piłkarskimi. Po czym dodaje pospiesznie "Ale Mircia, ty wiesz, że ja nie miałam wyjścia, że musiałam tu przyjść służbowo".
Wiem. Wiem. Rozumiem. Rozumiem.  Naprawdę.
PS Od Olci wiem, że jest już dwa zero. Zero oczywiście dla nas. Mało tego - pierwsza bramka to samobój. Luzzz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz