piątek, 2 listopada 2012

Luje na trasie Berlin-Danzig

Podróż do Gdańska. Jedyna możliwość - InterCity, co z Berlina mknie. Wcześniejszym nie mogłam, bo musiałam być dziś w pracy. Ale opcja całkiem niezła - w pięć godzin zaledwie u Oli będę. Aż tu się okazuje nagle, że skoro tempo takie nietypowe jak na kolej polską, ekspresowe, ponaddźwiękowa wręcz prędkość tej rakiety zwanej potocznie pociągiem, to i cena adekwatna. 129 zł w jedną stronę. Drugą kasą. W zwykłych przewozach regionalnych na tam i z powrotem by mi to wystarczyło. Ale luz - mówię sobie. Nie co dzień człowiek Olcię nad morzem odwiedza, raz się żyje, nie będę na podróży do tej wariatki oszczędzać. 
Wchodzę do pociągu. Oho! - mówię sobie. Stąd ta cena. Zero brudu, zero niedomykających się drzwi i okien. Wręcz tu elektronika, dwudziesty pierwszy wiek plus pełna kultura gratis.
 Ale wchodzę do przedziału i już wiem że za bilet przepłaciłam. Że właśnie czytam namiętnie Witkowskiego, to od razu mam i hasło przewodnie, i pełną pasującą doskonale i adekwatnie definicję.
Dwa luje.
Tj. dres. Czarne szeleszczące spodnie. Obowiązkowo brudne. Obowiązkowo wyblakłe, sprane, zniszczone od nadmiernego noszenia, bo to pewnie jedyne spodnie, jakie luj w szafie swej, w swojej garderobie ma. Marka puma. Do tego odpowiednie buty sportowe najka. I bluza z kapturem. Drugi  - ten sam zestaw odzieży, tyle że zamiast spodni dresowych - dżinsowe. Też brudne. I też sprane. Dres - młodszy. Dżins - starszy. Śmierdzą najgorszymi, najpodlejszymi, najtańszymi w kiosku fajkami. Do tego niemiecka reklamówka ze sklepu REWE. W niej coś na kształt butelki. Z wódką. Plus pepsi. Niemiecka. 
Luje głównie śmierdzą. Co mnie już denerwuje. Empetrójka na uszy i się odcinam. Ale - myślę sobie - powinnam trochę też jak Witkowski... W końcu książkę piszę. A do prozy się to przydać może. Jak u Witkowskiego. Dyskretnie wyłączam empetrójkę, słuchawki zostawiam na uszach. 
Luje wracają z Niemiec. Ale tylko na weekend, do poniedziałku. Nie potrafię z kontekstu wychwycić gdzie pracują, ale młodszego niemiecki boss dziś pochwalił. Ten starszy - jakby głupszy. Oczywiście "poszłem" i "co tam pisze" ("Bydgoszcz" akurat BYŁO NAPISANE). Luz. Plus gratis historyjka, że młodszy pracuje z takim Polaczkiem, co to przesiedział 15 lat w więzieniu, za zabójstwo. Teraz wyszedł i pracuje w Niemczech. Zabił człowieka jak był młody, dziś żałuje bardzo. Podobno. I zarabia tam sobie 15 ojro na godzinę. LUZ. 
Opowieści snują przeróżne. Starszy luj - o tym że ma wodę w piwnicy i że to wody gruntowe, więc co jakiś czas przyjeżdżają panowie od szamba i wypompowują tę wodę ("Poszłem raz do piwnicy po ogórki, a tam wody potąd" - pokazuje luj ręką na wysokości swojego pasa). Młodszy mu tłumaczy - że skoroś taki stary, to głupi, że się do tej pory za to nie zabrałeś. I jak wy tam żyjecie. I żeś ty ten dom do ruiny doprowadził. Boś głupi. A kanalizę macie? To czemu odpływu na lewo nie zrobisz? No jak to jak? My też tak mamy! 
Na fajkę wychodzą średnio co pięć minut.Wracają. Śmierdzą. 
Młodszy zasypia. Starszy coś gada. I ni z tego, ni z owego do mnie - czy widziałam tą panią starszą, co chodzi po korytarzu. Bo ona wchodzi do przedziałów i pyta ludzi czy mają 10 centów. I czy u nas tu też była. 
Młodszy zaspanym głosem: "Adam, zostaw panią. Nie zaczepiaj."
Luz. Ja się w ogóle nie odzywam. Nie integruję się, nic.
Młodszy za chwilę: "Adam, uszanuj to że śpię"
Ho ho! Język polski.
Tczew. Starszy wysiada. Zbierają obaj jego majdan. I nagle słyszę "To piwo niemieckie to bracholowi obiecałem. A czekolada dla siory"
"Ej. Daj pani czekoladę"
"No... co ty.... Taaak?"
"Daj. Teraz daj. Proszę pani. Proszę pani, przepraszam, mój kolega ma coś dla pani"
Ściągam słuchawki, udaję zaskoczoną. 
"Proszę" - mówi starszy luj i wręcza mi potężną tabliczkę. 
Ja że dziękuję bardzo, ale lepiej nie. Niech weźmie i da komuś w domu.
I teraz kluczowa kwestia tego dialogu.
"PROSZĘ PANI, ALE TO NIEMIECKA".
Ta kwestia przesądza sprawę. Biorę. Jak niemiecka, to oczywiście, chętnie, bo ja uwielbiam słodycze. 
Luj wysiada, młodszy zaraz do przedziału wraca "Bo kolega kurtki zapomniał". 
Ja: "Dobrze że głowy nie zapomniał". 
I już po chwili słyszę z korytarza jak młodszy starszemu to opowiada. 
Zero chamstwa. Pełna kultura. Podróż za 129 zł.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz