sobota, 8 lutego 2014

Nałogowo

Takie o nałogach i uzależnieniach mam refleksje z kilku ostatnich dni.
1. Chodzę do pracy pieszo. Wiadomo, że widok żuli na mej ulicy pod sklepem, będących w dobrym humorze i dyskutujących wartko o sensie życia - nawet o godz. 7.00 rano - to coś tak powszechnego jak widok wody nad morzem, czy gór w górach. Nie dziwi, nie zaskakuje, nie razi nawet, bo wpisał się w krajobraz. Ale po drodze - prócz żuli - mijam jeszcze inne osoby. I przez pięć dni z rzędu w ostatnim tygodniu poobserwowałam - chcąc nie chcąc - mijane kobiety. Przy czym statystyka i refleksja moja jest taka, że zdecydowana większość mijanych po drodze kobiet pali papierosy. I nie byłoby w tym nic złego, ani zaskakującego - zwłaszcza w dobie wszechobecnego dżender, no bo jak to, facet może stać pod sklepem i pić, a baba to fajki nie może sobie zapalić? - gdyby nie to, że te kobiety IDĄ I PALĄ. Równocześnie obie te czynności wykonując. I to mnie brzydzi okropnie, nie wiem dlaczego, ale wywołuje odrzucające wręcz wrażenie. Biorąc jeszcze pod uwagę porę dnia, wniosek sam nasuwa się jakby taki, że jest to ich albo śniadanie, albo śniadania część. We wtorek takich kobiet naliczyłam pięć. Łącznie z mą koleżanką Smazią, która to słynie ze swego usportowienia i zdrowego sposobu odżywiania, a nawet podjętych w tym kierunku studiów podyplomowych z dietetyki, ale jak tylko wychodzi z pracy/domu/kina, to za paczkę (w miękkim opakowaniu, żeby było taniej) od razu chwyta, odpala i tak idzie z tlącym się petem w ustach. Oponenci zaraz mi wytkną pewnie mój dwa lata temu skutecznie zarzucony nałóg, ale - słowo daję - nigdy NIE SZŁAM I NIE PALIŁAM równocześnie. 
2. Skoro już do tablicy przywołałam żuli - bądź co bądź - dla otoczenia raczej z reguły nieszkodliwych - pod sklepem na mej dzielnicy, to nie mogę nie wspomnieć o tym, że za "Pod Mocnym Aniołem" się wzięłam ostatnio. Ale żeby móc się bardziej profesjonalnie o filmie w przyszłości wymądrzać, postanowiłam najpierw nadrobić zaległości literackie. I tu dwie dygresyjki (jakkolwiek snobistycznie i "z góry" one zabrzmią). Po pierwsze - nic mnie tak nie irytuje jak komentarze - przychylne czy nie - widzów filmu po filmie, ale nie znających książki, ba! nie wiedzących nawet o książki danej istnieniu. Oj, ilu to było znawców "Wojny polsko-ruskiej" po Szyca na ekranie wystąpieniu. Oj, ile "mi-się-podobało" i "a-mi-nie-bo-niewiele-rozumiałem" po wyjściu z kina. Ale po Masłowską sięgał już zaledwie po trzeci. Luz. I dygresja druga. Właściwie to samousprawiedliwienie się. Że po Pilcha dotąd nie sięgnęłam, bo na studiach skutecznie mnie do niego zniechęcili moi koledzy, którzy namiętnie Pilcha czytali i deliryczne jego treści opowiadali w swój studencki (akademicki i akademikowy) sposób. Że ja na studiach z alkoholem w wydaniu hard niewiele miałam wspólnego, toż mnie do Pilcha i mocnych aniołów nie ciągnęło. Ale teraz już nadrabiam zaległości (w literaturze!). I się wciągnęłam. Oczywiście na księgarnianych półkach jak ze świecą szukać można jakiegoś normalnego sprzed 10 lat wydania powieści, są tylko takie z Więckiewiczem na okładce w butelki obłowionym - niczym filmowy plakat. Kupiłam. Za horrendalne 34,90 zł. I czytam. I się zachwycam. Jak jakaś nowo narodzona studentka właśnie. Na okładkę starając się przy tym nie spoglądać. Ale na ostatniej stronie - drobnym druczkiem w kolorze bynajmniej nie czarnym, ale blado-blado-szarym czytam: że film oraz materiały go promujące (że niby książka jest materiałem promującym film - dobre sobie) mają na celu uświadomienie o szkodliwości spożywania i nadużywania alkoholu, zwrócenie uwagi na problematykę choroby alkoholowej i walki z nią. I jeszcze, że "w żadnym zakresie nie mają na celu promocji i reklamy napojów alkoholowych, a w szczególności nie mają na celu zachęcenia do zakupu, degustacji napojów alkoholowych czy też popularyzacji znaków towarowych napojów alkoholowych". To tak jakby ktoś nie wiedział. A przeczytałam to po lampce czerwonego wytrawnego, co to sobie do czytania nalałam. Luz. 
Filmu jeszcze nie obejrzałam, ale zdążyłam za to sięgnąć po kolejną pilchową powieść. 
---
ciąg dalszy nastąpi

1 komentarz:

  1. Trzeba było powiedzieć przesłałabym moją wersję ksiązki i Wydawnictwa Literackiego - wydanie z aniołem zamglonym/zemdlonym na okładce :). O. Ja na film dłuuugo nie pójdę. Wciaż mam w głowie Drogówkę jeszcze...za dużo tej wódy.O.

    OdpowiedzUsuń