niedziela, 9 września 2012

Powieść

Olcia czyta EL James, ja - Charlotte Roche. I wbrew tytułowi, który wywołuje ironicznych uśmiech na męskich twarzach - nie jest to ani o modlitwach, ani o waginach, a seksu i rozpusty w książce jest jak na lekarstwo. Jestem w połowie lektury. Książkę pakuję ze sobą nawet do pracy - a nuż w autobusie, o ile będę miała miejsce siedzące, uda mi się przeczytać ze dwie-trzy strony. Że w pracy spędzam ostatnio po dziesięć godzin dziennie, okropnie cierpię, że nie mogę nad powieścią spokojnie przysiąść i jej wchłonąć. A może to i lepiej? Dawkuję ją sobie i łykam małymi porcjami. 
Ja ją odbieram jako książkę o lękach. I to głównie tych, o których za żadne skarby świata nie powiedziałoby się na głos. Albo powiedzieć jest bardzo trudno. O obsesjach, które każdy ma, ale nie każdy się do nich przyznaje. Bardzo wiarygodne, bardzo kobiece, momentami tak infantylne, że aż prawdziwe. 
Olciu, polecam. A jak skończę, to sięgnę po "Grey'a" ;)

1 komentarz:

  1. no ja swoją skończylam - tom1. w dwa dni sie uwinęlam, oczywiście skończylo się w kiepskim momencie, że chce się więcej. siostra ma mi podeslać w pdfie po angielsku tom2, bo kolejne tomy się tlumaczą, ale nie wiem czy ogarnę - najbardziej w książce podobalo mi sie to, ze bez reszty mnie pochłonęła - może wstyd sie przyznać, ze gniot akurat, ale taka jest prawda - przeczytałam z przyjemnością! i chyba polecam :)

    OdpowiedzUsuń