środa, 5 września 2012

M jak masakra

Po wakacyjnej przerwie na polskie salony wróciła emka. Pierwszy odcinek wprawdzie opuściłam, ale już przy drugim - z powodu kronikarskiej odpowiedzialności - musiałam nadrobić zaległości. I okazuje się, że przeciętny widz, taki jeden, na chybił-trafił wybrany, z tych pięciu czy siedmiu milionów wiernych emce od lat, nie zorientuje się wcale, że to jakiś nowy sezon nastąpił. Wprawdzie rewolucja jedna w scenariuszu jest - że ten jeden z bliźniaków się rozwodzi, ale w sumie co to za rewolucja? To ten bliźniak, co to od urodzenia nie ma szczęścia do kobiet. Wszyscy pamiętają Teresę, co miała maślane oczy, Olę, co nie potrafiła grać, Madzię, zwaną Muchą, wiecznie-płaczącą Sylwię, co teraz jest płaczącą dziewczyną Obrzyda i setki innych panien. I każdej tej historii towarzyszyły porządny, dobrze skrojony dramat, rozstanie, depresja i deklaracja, że to była TA JEDYNA. Już się zdawać mogło, że się bliźniak ustatkował, bo tu proszę: nowe mieszkanie, żona, miłość (jak zwykle) i błysk w oku bliźniaka (też jak zwykle...). Ale coś tam się wydarzyło, nie wiem dokładnie co, bo mam zaległości jeszcze z poprzedniego sezonu, no i masz babo placek: pozew, ława sądowa, rozwód w trakcie. 
Wątek kolejny to Marek i jego niesforna siostra Małgosia, którym nagle się zaczęło wydawać, że mają po 20 lat i beztrosko rozmawiają o tym, że zarejestrowali się w pośredniaku - jakby chodziło o zapisanie się na zajęcia jogi. No, przyoszczędzili scenarzyści na konsultacjach psychologiczno-zatrudnieniowo-społecznych. Bezrobotnym widzom mogło się zrobić przykro. Bo to jawne naigrywanie się z faktu bycia bez pracy. 
Luz.
Postać najgorsza z najgorszych i najgłupsza z najgłupszych to ta sąsiadka Piotrka i Kingi. Wątek generalnie jakiś naciągany, co to chyba dali tę kwestię do napisania jakiemuś stażyście, czy absolwentowi powiatowego kółka teatralnego dla scenarzystów, co to nie chce kasy, tylko swoje nazwisko w napisach końcowych, żeby móc sobie w przyszłości ten sukces do cv wpisać. No i mu nie wyszło. Ale już nie było czasu na poprawki w scenariuszu, Łebkowska przeszła do konkurencji, więc zaradzić już nic nie mogła no i tak zostało. Trudno. Najwyżej widzowie będą przysypiać. A to tylko im na zdrowie wyjdzie, bo rano trzeba wcześnie wstać, a lepiej wstać wyspanym. 
ALE TO WSZYSTKO NIC! Mam lepszy hit. Z dzisiejszego poranka.
Otóż przy porannej kawie o godz. 7.00 włączyłam sobie do towarzystwa telewizor. I co widzę? Emkę. Ale w wersji średniowiecznej, wręcz starożytnej. Odcinek z czasów, jak Hanka jeszcze żyła i nie nazywała się Natalia Boska, jak Marta zamiast ubrań nosiła worki od kartofli, a włosy farbowała chyba wywarem z cebuli, jak Marysia miała loki, męża z brodą a'la Rumcajs i mieszkała z całą rodziną na 20 metrach kwadratowych. Wątek Hanki warto rozwinąć: była wtedy czarnym charakterem, była w ciąży, nienawidziła Marka i wszystkich Mostowiaków i ciągle coś knuła. A Marta zadawała się z Gonerą, który wyglądał jak gangster i miała jakiś sztucznie piskliwy głos. 
Nie potrafię zrozumieć, po co telewizja sięga po takie przedpotopowe odcinki. Działa tym tylko na nerwy porannym widzom. Bo każdy dobrze wie, co będzie dalej, a niepotrzebnie musi się tylko denerwować przeciągającymi się akcjami budowanymi według zasady narastającego napięcia rodem z "Mody na sukces". Widz, który to ogląda, może nabawić się nerwicy, więc otwarcie apeluję do telewizji, aby te starocie zdjąć z anteny. 
Amen.

1 komentarz:

  1. hahaha, że się tak wyrażę :) o motyw sąsiadki Kingi i Piotrka nie jest naciągany, bo zauważ, ona naciągał sweter w ostatnim odcinku :)))).o.

    OdpowiedzUsuń