Od lutego skrzętnie układam sobie w głowie kolejne wpisy - a to na tematy kulinarne, a to refleksje związane z wpływem warunków pogodowych na umysły ludzkie, albo o dietach i ćwiczeniach rozmaitych i podejmowanych przeze mnie heroicznie próbach zrzucenia trzech kilo oraz ściśle z tym powiązanych planach wycieczkowo-przygodowych. Mogłabym też z głowy odtworzyć wszystkie poczynione w mózgu treści potencjalnych wpisów w stylu poradnikowym: jak jeść serek wiejski, żeby poplamić tylko sweter, albo: jak zrobić jogurt w maszynie do robienia jogurtów, nie podłączając jej uprzednio do prądu, lub: jak udawać hodowcę domowych kiełków (w rzeczywistości będąc hodowcą gnijących w kiełkownicy nasion rzodkiewki i lucerny). Takie to tematy mam poukładane co do jednego przecinka i kropki. Ale zdecydowanie najlepiej mi wychodzi temat "jak być blogerką, nie pisząc niczego na blogu, a jedynie knując sobie wpisy w głowie". Luz.
Wobec powyższego przejdę do najpopularniejszej w ostatnich miesiącach dziedziny pt. Jestem chora na zatoki, grypę i leżę w łóżku.
Dziś mija równo tydzień od momentu, kiedy wróciłam z pracy, położyłam się do łóżka i już tak w nim zostałam. Z przerwą na: wizyty u lekarza (dwie), wizyty w kuchni przy czajniku po wrzątek (657), wizyty na siku (657). Ponieważ straciłam węch i smak, jest mi wszystko jedno co spożywam. A że spożywam ilości symboliczne (taki bilet wstępu dla przyjmowanych tabletek), to spodziewać się należy, że w nadchodzącym sezonie będę królową plaży w kategorii "tyczki".
Pierwszy naturalny objaw zdrowienia jednak już zaświtał na mym wąskim horyzoncie: dostrzegać zaczęłam w kątach zbierające się podstępnie kłęby kurzu, a co więcej - zaczęły mi one przeszkadzać na tyle, że chwyciłam dziś już za odkurzać. Rzecz jasna przepłaciłam te wygibasy totalnym się upoceniem, ale jaka satysfakcja teraz mi towarzyszy w łóżku! Ha!
Puenty żadnej dla powyższych historyjek nie mam. Głowę moją nadal okupują bakterie kamuflujące się pod postacią smarków we wszystkich kolorach wiosny (tudzież momentami w barwach jesieni). Mogłabym co prawda zaserwować zgrabny literacko opis czynności polegającej na oczyszczaniu zatok przy pomocy aptecznego zestawu składającego się z butelki, dzióbka i saszetek z solą morską, ale w tym celu stworzę chyba specjalną zakładkę "dla odważnych". Luz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz