poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Maska

Mimo że choroba mnie jeszcze trzyma mocno (a może właśnie dlatego), wpadłam w opętańczy szał przeszukiwania swojego mieszkania. To zaskakujące, że na 36 metrach można w ogóle coś zgubić, ale wiele wskazuje na to, że tak się właśnie stało. 
Celem mego śledztwa jest maska z rurką do nurkowania. 
Ja wiem, że kiedy człowiekowi zielono-żółta maź o znacznym zagęszczeniu wylatuje z nosa oraz gdy kaszel pozwala przywołać wspomnienia z wakacji na wsi (dźwięk odpalanego silnika ciągnika marki zetor), sprzęt do podwodnych przygód kwalifikuje się raczej do kategorii średnio przydatnych. Ale wizja nadchodzącego urlopu zdecydowanie jest tym czynnikiem, który mobilizuje moje komórki do zwiększenia odporności i wyzdrowienia. 
Przeszukałam już dwa pawlacze. Przeryłam co większe szafy. Sprawdzałam nawet w szafce na buty. Szukałam we wszystkich wiklinowych koszach, w których przechowuję ubrania zimowe (latem) lub letnie (zimą). Sprawdzałam kartony z castoramy zapakowane rzeczami-z-którymi-nie-wiadomo-co-zrobić-bo-przecież-nie-wyrzucić. Szukałam nawet w szufladzie z niechcianymi prezentami (strategiczne miejsce w mieszkaniu - kiedy odwiedzają mnie osoby, które podarowały mi któryś z tych prezentów, to pyk! - wyciągam i udaję, że korzystam). Nie ma maski! Już zaczynam powątpiewać, czy przy przeprowadzce z Moniuszki na pewno tę maskę ze sobą zabrałam, ale wydaje mi się, że nie mogłabym być na tyle nierozsądna, żeby pomyśleć, że już nie będę w życiu nurkować. Otóż będę! 
Jeśli maski nie znajdę, to urlop spędzę u czubków. 
Luz.
PS ktokolwiek widział, ktokolwiek wie - maska wygląda jak poniżej. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz